I jestem z powrotem :) Cieszę się z tego niezmiernie. Nie mogę powiedzieć, że ten wyjazd był fajny, ale jednak całym sobą nie byłem tam w Bułgarii ale tutaj w kraju pozostała ta najważniejsza część mnie. Ale może wszystko od początku.
Dzień poprzedzający wyjazd, ostatnie spotkanie z Nusią. Długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Każde z nas unikało w pewien sposób tematu mojego wyjazdu, tego że nie będziemy sie widzieć prawie dwa tygodnie. Natomiast z naszego pożegnania pamiętam jedno doskonale, to że wyglądało ono jakoś tak co najmniej dziwnie. Pożegnaliśmy się tak zwyczajnie, tak jak zawsze, tak jakbyśmy mieli się jutro spotkać ponownie. Nie wiem czemu nie wziołem jej w ramiona, nie przytuliłem z całych sił i nie wyszeptałem na ucho, że ją kocham, że będę tęsknić. Kiedy już wsiadła do autobusu i pojechała do domu miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko. Coś mnie zcisneło głęboko w środku. Potem kiepska noc, 4 godziny snu i wyjazd. Im dalej oddalał się autokar tym bardziej czułem, że część mnie umiera, część mnie się dusi (ale wcale nie z braku powietrza, a z braku bliskiej osoby). Doskonale wiedziałem, że za te 12 dni się zobaczymy. Ale dla mnie te 12 dni to była cała wieczność męk i tortur. Nie potrafiłem się niczym cieszyć, tak szczeże i prawdziwie. Moje myśli krążyły tylko wokół jednej osoby... mojego Słońca. Nie było łatwo wytrzymać, wszystko mi się kojażyło z jednym... te wszystkie pary spacerujące brzegiem morza, trzymające się za ręce. A ja?! A ja byłem sam, tak bardzo chciałem już wrócić, już być spowrotem przy tej którą kocham. Oprócz tęsknoty towarzyszyło mi jeszcze jedno uczucie, a mianowicie strach. Najprawdziwszy strach o to, że mogę stracić swiją Nusie. Wiem, że nie jest taka, że nieznalazła by zaraz pocieszenia w ramionach innego. Jednak strach towarzyszył mi cały czas. Tak naprawdę jest to jedyna rzecz, której się boję. Boję się jak niczego na tym świecie, że mogę stracić swoją prawdziwą Miłość. W bułgarii nic nie było w stanie zainteresować mnie nawet choć trochę, nawet panie przechadzające się po plaży top-less, bo wkońcu i tak żadna nie może równać się z moim kofanym Słoneczkiem, więc po co wogóle się patrzeć? Jak już wspomniałem nie myślałem o niczym innym jak tylko i wyłącznie o Nusi. I wreszcie nadszedł ten dzień, dzień na który tyle czekałem! Dzień powrotu do kraju, powrotu do domu i powrotu do najważniejszej dla mnie osoby. Wróciłem w sobotę wieczorem, zmęczony ale szczęśliwy. Wiedziałem że już niedługo zobaczę swoję Słoneczko. I się nie pomyliłem :) Już następnego dnia się spotkaliśmy :* Kiedy wziołem ją w ramiona poczułem że znowu żyję, że znowu oddycham. Tak bardzo byłem i jestem szczęśliwy że mam ją blisko siebie.
Po tym wyjeżdzie zmądrzałem. Już wiem, że nigdy nie dopuszczę do tego ażeby któreś wyjechało na tak długo i żebyśmy musieli się rozstać na tak bardzo długo. Wiem jedno że jeżeli mamy gdzieś jechać to tylko i wyłącznie razem. Razem albo wcale. Choć nie wiem jak Nusia, ale ja wiem że jeżeli ona niemogłaby pojechać to ja bez zastanowienia zostaję razem z nią (blisko przy niej). Jeśli mam gdzieś jechać to tylko ze Słoneczkiem, a jeśli mam jechać bez niej to wolę zostać w domu i móc spotykać się... z Tobą Kochanie. Bo zrozumiałem, żeby nie wiem co nic nie będzie ważniejsze od Ciebie, żeby nie wiem jak mnie do czegoś zmuszano to ja i tak Cie nigdy nie opuszczę.