Archiwum 18 marca 2006


mar 18 2006 Miesiąc temu się rozstaliśmy
Komentarze: 0

Dziś mija równy miesiąc jak się rozstałem z Nati. Pasowałoby tym samym przeanalizować ten ostatni miesiąc mojego życia... chyba. Ciężki był to miesiąc. Niby wszystko się wyjaśniło, nareszcie wiem na czym stoję, ale jednak dziwne uczucie towarzyszy mi każdego dnia gdzieś głęboko w serduszku. Choć rozstaliśmy się w miłej atmosferze i rozstanie przyjąłem to w miarę dobrze. Jednak wszystkie emocje wyszły dopiero po paru dniach. Najpierw były zapewnienia ze strony Nati, żebym się tak nie martwił, że nie rozstaliśmy się na zawsze. Rozstaliśmy się tylko na jakiś czas, ale kolejne dni uświadamiały mi coraz bardziej, że wcale nie jest tak kolorowo jak miało być. Pierwszy raz w życiu załamałem się psychicznie, wyglądałem jak siedem nieszczęść. No, ale w końcu jakoś się pozbierałem i już jest w miarę dobrze. Nie zmieniło się natomiast nic w kwestii moich uczuć. Nadal nie potrafię myśleć o niczym innym. Boję się tak jak na początku, że to już definitywnie koniec. Wszystko zaczyna mnie powoli przerastać... Z dnia na dzień żyję ciągłą nadzieją, która jest podsycana wiarą w to, że to wszystko da się jeszcze naprawić. Zaczynam powoli myśleć, że to jakaś obsesja. Chociaż może nie, przecież po tym wszystkim co razem przeżyliśmy to chyba normalne. W sumie to mam tylko nadzieję, że Nati jest łatwiej. To rozstanie tak naprawdę było dla niej. Miało jej pomóc, miała się skupić na maturze. Jak tak sobie myślę, to tak naprawdę dalej to do mnie nie dociera. Dalej nie potrafię uwierzyć w to, że się rozstaliśmy. To dziwne ale jak byliśmy razem to wydawało mi się, że nigdy do tego nie dojdzie. Wydawało mi się, że za bardzo się kochamy, żebyśmy mogli się rozstać. No, ale jak widać wszystko jest możliwe. Trzeba się liczyć z każdą ewentualnością. Zresztą każdy kto się dowie, że zerwaliśmy jest najpierw w szoku (tzn. następuje długie milczenie), a potem zawsze jest pytanie "ale dlaczego... jak to? to niemożliwe...". Wtedy uświadamiam sobie, że w oczach wszystkich znajomych uchodziliśmy za wzór, taka idealna para. Dwoje ludzi zapatrzonych w siebie, nie widzących świata poza sobą. Ci wszyscy ludzi byli pewni tego, że będziemy się kochać wiecznie, bo nie ma w tym mieście drugiej, bardziej zakochanej w sobie pary. No ale jak już napisałem, niemożliwe staje się możliwe. Ponoć Polak jak chce to potrafi. Chociaż ja nie chciałem, a jednak potrafiłem. Nie potrafię pogodzić się z naszym rozstaniem, nie potrafię uwierzyć, że do tego doszło. Życie niemile potrafi zaskoczyć. Potrafi bardzo boleśnie przywalić człowiekowi, bardzo szybko ściągając go na ziemię. To się nazywa brutalne zderzenie z rzeczywistością. Jedno mi tylko nie daje spokoju. Studniówka. Gdybym wtedy zachował się inaczej... czy doszło by do tego wszystkiego? Gdybym się wtedy nie wkurzył, to czy nadal bylibyśmy razem? Nie poznam na to pytanie odpowiedzi, nigdy... I właśnie dlatego to nie daje mi tak bardzo spokoju. Gdybym potrafił cofnąć czas, by móc wszystko naprawić. Dziwny był ten ostatni miesiąc. Niby wszystko się w jakiś sposób wyjaśniło. Nareszcie wiem na czym stoję, tym bardziej, że miałem przeczucie, że do tego dojdzie. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale wiedziałem. Pamiętam, że w niedzielę jak się obudziłem, pierwsze co to uczucie błogiego spokoju. Ale to nie dlatego, że ucieszyło mnie nasze rozstanie, nie, to nie było to. Ten spokój brał się stąd, że (nie potrafię tego opisać) wiedziałem, że wszystko będzie dobrze, że będziemy znowu razem. Dziś jednak mam mieszane uczucia. Nie wiem co mam myśleć, co mam czuć. Może to dlatego, że za dużo spraw zwaliło się na mnie w jednym czasie. Rozstanie, studia, ciągnąca się w nieskończoność sesja i cała masa innych bardziej lub mniej denerwujących i irytujących człowieka spraw. Jedyne czego teraz pragnę to to, żeby nigdy do tego wszystkiego nie doszło. Ale, że doszło to pragnę, żeby wszystko się ułożyło, żebyśmy pewnego dnia znowu byli razem. Bo prawda jest taka, że ja bez Nati nie potrafię już żyć...

chce-tu-zostac : :