Komentarze: 3
Wczoraj tak siedziałem sobie przy komputerze i widząc Nusię dostępną na gg, chciałem się odezwać. Wykonać pierwszy krok, by zacząć rozmowę. Tak bardzo chciałem porozmawiać, choć przez chwilę. Porozmawiać nawet o głupotach, pożartować. Nie zrobiłem... bałem się, naprawdę się bałem. Boję się, że za każdym razem kiedy piszę 'hey' by zacząć rozmowę mam wrażenie, że się narzucam. Natalia powiedziała, że się nie narzucam, ale nie zmienia to faktu, że nadal się boję. Smsa też wczoraj na dobranoc nie wysłałem, choć miałem tak wielką ochotę to zrobić. Nie będę wysyłam - nie chcę się nikomu narzucać. Życie mnie wielokrotnie nauczyło, ze jeśli jestem niepotrzebny to nie narzucam się. Nie wiem co Nati myśli sobie odbierając smsa ode mnie. Dawniej czekała całymi dniami na smska, z nadzieją, że go dostanie. Wszystko się jednak zmieniło. Dziś widząc, ze dostała smsa ode mnie, myśli sobie: "Znowu od niego, niech on da mi już spokój", a może cieszy się. Cieszy się tak samo jak dawniej i tak jak dawniej czeka na smsa. Może nawet po zobaczeniu od kogo ten sms myśli sobie: "Myśli o mnie, pamięta...". Nie wiem, to są tak bardzo skrajne myśli. Jednak wiem, że na silę nie będę się nikomu narzucać. Przestanę wysyłać smsy, przestanę siedzieć na gg. Nie wiem, być może przez to, że wysyłam smsa tylko pogarszam sytuacje, a może jak wysyłam to prze małą chwilę Nati robi się miło, że dostała ode mnie smsa... Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jednak cały czas nie opuszcza mnie wrażenie, że lepiej by było gdybym nie wysyłał smsów, nie pisał na gg. Może tylko przesadzam, ale co poradzę... Może tylko przesadzam jak zawsze, może, może... może. Morze jest szerokie i głębokie. Wystarczająco już dostałem od życia w dupę. Wielokrotnie chciał otworzyć się na ludzi, na świat... ale za każdym razem okazywało się, że ja się tylko wszystkim narzucam. Okazywało się, że nikt mnie nie potrzebuje, że lepiej by było jakby mnie wogóle nie było na tym pieprzonym świecie. Może to dlatego zamknąłem się w sobie. Może to dlatego przestałem potrzebować ludzi. Tyle razy myślałem jako dziecko o tym by uciec z domu, a w okresie dorastania o samobójstwie. Tyle razy czułem się nikomu niepotrzebny... "Sam wiem najlepiej jak to jest, budzić się nikomu niepotrzebnym, jak w koszmarnym śnie. I choć zawalił się twój świat nie bój się bo nigdy nie zostaniesz tylko sobie sam.". Tak słowa tej piosenki do mnie wtedy pasowały jak ulał. Tyle, że ja cały czas byłem nikomu niepotrzebny. Nie chodzi już o to, że kogoś obwiniam, czy mam pretensje. Nie... tamto wszystko to przeszłość, zamknięty rozdział mojego życia. Tak naprawdę jestem wdzięczny Nati za to, że przez chwilę czułem się komuś potrzebny. Nawet gdyby to wszystko miało się skończyć, dziękuje jej, że dzięki niej uwierzyłem w siebie. Dzięki niej zmieniłem się, otworzyłem się na ludzi. Jestem jej tak bardzo wdzięczny... po raz pierwszy w życiu poczułem się potrzebny. To było wspaniałe uczucie. Zacząłem wierzyć w samego siebie. Tak, moja przeszłość nie jest najszczęśliwsza. Jedyne co, to że zaczynają płynąć łzy na samo wspomnienie tego wszystkiego. To z tamtego okresu mam to poczucie narzucania swojej osoby komuś. Być może w tym przypadku jest inaczej, ale kto to wie. Zdecydowałem, że nie będę się odzywał w jakikolwiek sposób. Uparty jestem, a przez to głupi. Zabawne, przypomniało mi się, że w takich sytuacjach Nusiek mówił: "...ale uparty jesteś". Jestem, ale Mysza ma maturę, musi się uczyć. A jeśli... a jeśli czeka na tego smsa... smsa, który choć na chwilę oderwie ją od nauki, smsa, który wywoła uśmiech na jej jakże przepięknej buzi. To są tylko gdybanie, co by było gdyby... To sobie pogdybam teraz w drugą stronę. Może wyślę smsa jutro, a może nie. W niedzielę wyślę, albo nie. Wyślę w jakiś inny dzień, albo wcale nie wyślę. Jeszcze pomyślimy, przecież decyzję raz podjętą zawsze można zmienić. Cholera zaczynam powoli siebie nie poznawać... :/ Nigdy do tej pory nie myślałem o zmianie decyzji. Zawsze byłem uparty. Jeśli coś postanowiłem to miało być tak, a nie inaczej. Nigdy nie myślałem o zmianie decyzji. A teraz naprawdę rozważam możliwość zmiany. Gdyby tylko podjęcie właściwej było takie proste, gdybym tylko dostał jakiś znak... Kurcze ja naprawdę się zmieniłem/zmieniam (niepotrzebne skreślić). Powoli przestaję być uparty jak osioł. Zaczyna mi się "nowy ja" podobać. Taki komfort psychiczny zaczynam odczuwać. Nowy Piotrek naprawdę jest całkiem fajny, szkoda tylko, że zawsze taki nie był... naprawdę szkoda...
W przyszłym tygodniu czeka mnie milusie spotkanie :) Naprawdę nie mogę się doczekać. Chciałbym, żeby to spotkanie było już dzisiaj, już zaraz. Fajnie będzie sobie tak pogadać, nadrobić zaległości. Tak bardzo lubiłem rozmawiać z 'dobrym duchem' ;) A dawno już nie rozmawialiśmy tak od serca... brakuje mi tych rozmów. Tych wszystkich rad i mądrości życiowych. Fajnie będzie się spotkać i nadrobić zaległości, pogadać, pośmiać się i dla odmiany wypić ciepłą herbatkę, a nie zimne piwo. Zresztą na piwo będzie można iść potem z Łukaszem, po wizycie u 'dobrego ducha' :] Dostałem zaproszenie i nie mogę się już doczekać kiedy stanę na wycieraczce i z pewną obawą zapukam do drzwi. Jednak jeszcze parę dni muszę poczekać. W poniedziałek raczej z wizyty nic nie będzie bo mam egzamin z wstępu do prawoznawstwa. Po egzaminie jak wrócę do domu to będę musiał pewnie czekać na mamusie bo będzie chciała wszystko wiedzieć, łącznie z najdrobniejszymi szczegółami. We wtorek znowu walentynki ;( Ciężko mi będzie w tym dniu, ale zdecydowałem co do tego dnia. Z samego rana wynoszę się z domu i może wrócę późno w nocy, albo dopiero w środę rano. Zaszyję się u babci, albo u Agnieszki w Tyczynie. Nie wiem jeszcze, ale nie wysiedzę w domu, tego jestem pewien. Muszę się oderwać, nie myśleć. Mieliśmy spędzić ten dzień z Nati razem. Od dawna go planowałem, że w ten wyjątkowy dzień i w tym roku będziemy razem. No jak widać nie będziemy, dlatego musze się wyrwać, żeby jak najmniej myśleć o walentynkach. O tym, że spędzam je sam. W domu na pewno nie wytrzymam, już wczoraj mamusia się dopytywała czy w walentynki idę do Nati. Nie! Nie idę! Ani teraz, ani w walentynki, ani nie wiem czy wogóle kiedykolwiek. Mam dość tych pytań, ciągłego dopytywania się czemu nie poszedłem do Nati. A co ich to tak nagle zaczęło interesować, niech wreszcie dadzą mi święty spokój. Co ja im mam powiedzieć, że się chyba rozstaniemy?! Muszę się wynieść z domu w walentynki bo zwariuję, nie dadzą mi żyć. Zaczną się dopytywać czy się rozstaliśmy, czy to już koniec miłości... czy Natalia miała mnie już dość. A na koniec jak zawsze głupi żart "I tak jestem pod wrażeniem, że z Tobą tyle wytrzymała". Czy to znaczy, że ze mną naprawdę ciężko jest wytrzymać??? Czy aż tak bardzo jestem okropnym człowiekiem, bydlakiem, z którym po prostu nie da się wytrzymać... może. Skoro własna mamusia żartuje, że ciężko ze mną wytrzymać to może coś w tym jest... Potrzebna mi jest ta rozmowa z 'dobrym duchem'. Psychicznie zregeneruję się. Może spotkamy się w środę? Tak środa to chyba dobry termin... a więc pewnie do środy poczekam sobie. Tylko wcześniej musze się zapowiedzieć, że wpadnę w środę. Kultura osobista w końcu tego wymaga, by zapowiedzieć swoją wizytę, a nie tak znienacka wpaść ;)