Komentarze: 3
Ten tydzień nie należał do moich najszczęśliwszych tygodni. W sumie to długo by opowiadać. Zreszta nawet nie mam ochoty o tym pisać, w każdym razie nagromadziło się we mnie tak wiele skrajnych emocji, że wczoraj zwyczajnie podczas spotkania z Nusia nie wytrzymałem. Rozpłakałem się niczym dziecko, któremu zabrano lizaka. Wiem, wiem ktoś mnie zaraz podsumuje, że 'chłopaki nie płaczą', ale ja osobiście uważam, że nawet facet ma prawo czasem sobie popłakać (tylko tak bez przesady). Jestem typem człowieka, którego trudno wyprowadzić z równowagi, jeśli coś mi nie pasuje to zwyczajnie duszę t w sobie. Nie okazuję zbytnio emocji na zewnątrz, nie wiem może to dobrze może to źle. Może takie duszenie wszystkiego w sobie staje się przyczyną tego, że robi się ze mnie mazgaj ;) Ale jak tak na spokojnie myślę sobie o całej tej sytuacji to takiej 'wrażliwości' nabrałem dopiero jak zacząłem być ze swoim Słoneczkiem. Wcześniej mi się coś takiego nie zdażało. Ale dobrze, że tak się rozklejam przynajmniej wiem, że nie mam serca z kamienia i w głębi serca jednak jest ze mnie wrażliwy facet. A te wczorajsze łzy? Jak już napisałem nawet facet ma prawo sobie popłakać. Ja się ich nie wstydzę, bo one nie są dla mnie oznaką słabości. Jasne, że wolałbym, żeby moja dziewczyna nie widziała mnie w takim stanie, ale skoro już widziała to mnie mogła pocieszyć. I to było miłe, to jak mocno mnie tuliła. Może sytuacja w jakiej się wczoraj znalazła pozwoliła jej spojrzeć na mnie z trochę innej strony, ale tak naprawdę to wie tylko ona...